Wiem, że o tych nasionkach napisano już dużo w blogsferze. Są nim zachwycone włosomaniaczki, ja nie jestem wyjątkiem.
Glutkiem z nasionek płukałam włosy przy każdym myciu jako ostania płukanka. Myślałam, że moje włoski mają już jej dosyć, więc przestałam to robić na dobry miesiąc. I co..... a no końce włosów przestały mnie lubić zaczęły się puszyć i nawet olejek wtarty w końce (odrobinka) nie pomagał. A większa ilość za mocno tłuściła włosy. Chciała, nie chciała i wróciłam do glutka. Moje włoski są ujarzmione, mięciutkie nawilżone i dociążone. Takie jak lubię.
Można je też jeść po zalaniu wrzątkiem.
Żeby nie było trochę teorii jak to się dzieje, że one tak robią.
W 100 g zawarte jest
- 42 g tłuszczów w tym 29 g wielonienasyconych kwasów tłuszczowych, 7,5 g jednonienasyconych;
- 27 g błonnika;
- 18 g białek o bardzo korzystnym zestawie aminokwasów;
- 1,6 mg witaminy B1 (126% dziennego rekomendowanego spożycia);
- 0,473 mg witaminy B6 (36% dziennego rekomendowanego spożycia);
- 392 mg magnezu (106% dziennego rekomendowanego spożycia);
- 255 mg wapnia;
- 5,73 mg żelaza (46% dziennego rekomendowanego spożycia);
- 4,34 mg cynku (43% dziennego rekomendowanego spożycia).
źródło: Wikipedia
Działanie:
- przeciwdziała zaparciom :)
- działa łagodząco na układ pokarmowy
- szczególnie ceniony przy nieżytach, owrzodzeniach i nadkwasotach
- środek wspomagający w profilaktyce nowotworowej
- zwiększa wilgotność śluzówki przy kaszlu suchym
- znakomicie nawilża włosy i skórę
- działa podobnie jak estrogen (łagodzi objawy menopauzy)
- ma działanie grzybobójcze i antyutleniające
- zapobiega wczesnym objawom demencji starczej
- reguluje poziom cholesterolu
- pomaga w odchudzaniu